Czwartek 17Plątek 18Sobota 19Niedzeia 20

ŚWIADECTWO O KSIĘDZU BOSKO

Dr Giovanni Maria Flick – Były Wychowanek

1. Jestem wdzięczny rodzinie salezjańskiej za zaproszenie mnie – w kontekście dni duchowości, zorganizowanych przez nią – do złożenia świadectwa na temat mojego osobistego doświadczenia wychowania salezjańskiego, według modelu zaproponowanego przez serce Księdza Jana Bosko, dla integralnego rozwoju życia młodzieży, przede wszystkim tej najbiedniejszej i nieszczęśliwej, poprzez promocję ich praw.
Jest to świadectwo, jakie składam bardzo chętnie – proponując i pogłębiając niektóre refleksje, którymi już dzieliłem się z okazji obchodów obecności salezjańskiej w Genui, a następnie w czasie wręczenia honorowego obywatela miasta Genui Zgromadzeniu Salezjańskiemu i ks. Generałowi Pascual’owi Chávez – jako były wychowanek, dzięki, choć krótkiemu, ale intensywnemu okresowi formacji salezjańskiej: full immersione dwóch lat, w czasie gimnazjum w kolegium Księdza Bosko w Genui-Samperdarena, poprzedzonym już wcześniejszym rocznym kontaktem szkoły podstawowej instytutu Richelmy w Turynie.
Za tę formację i ubogacenie, która miała znaczenie dla mojej osobowości na płaszczyźnie duchowej i ludzkiej, jestem głęboko wdzięczny Księdzu Bosko i rodzinie salezjańskiej, za to że potrafili dać mojemu wychowaniu i mojemu stylowi życia charakterystyczne znamiona tego doświadczenia.
Na pewno, postać Księdza Bosko przedstawiała i przedstawia – oczywiście to nie moja zasługa - znaczącą obecność w mojej rodzinie i w moim życiu: począwszy odkąd, kiedy on, 4 września 1881, siedemdziesiąt lat przed moim urodzeniem – w liście, na którym jest jego autograf, pozostawionym mi przez mojego ojca, który pieczołowicie zachowuję – pisał do mojego pradziadka z San Benigno Canadese; podpisując się „pokorny sługa i przyjaciel w Jezusie Chrystusie:
„Najszanowniejszy panie,
Skoro Sz.P. raczył spędzić kilka godzin z nami, wydawało się, że jakiś promień nadziei zabłysnął w naszym sercu odnośnie uzdrowienia Pańskiego chorego syna, Bóg rozporządził inaczej i niech będzie Bóg błogosławiony we wszystkich rzeczach.
Pański syn dawał dobre nadzieje na radosną przyszłość, był kwiatem raju ziemskiego, który Bóg pragnął przeszczepić do raju niebieskiego, dla którego był już dojrzały.
Modliłem się za niego, a teraz nie przestaję się modlić za Pana, za Pańską Żonę i za całą pana rodzinę.
Niech Bóg Wam błogosławi i wszystkich zachowa w dobrym zdrowiu i w swojej Świętej Łasce.
Dziękuję Panu za ofiarę, która wesprze nasze dzieło, i życzyłbym sobie jakiejś okazji, by móc w czymś usłużyć, co będzie w mojej mocy.
Mam nadzieję, że będę mógł złożyć szacunek w Turynie w czasie gdy mam prace złożone w Prefekturze”.
Jako skutek tego listu i nabożeństwa mojej rodziny do Księdza Bosko było, że kiedy się urodziłem w 1940 r., w chwili bardzo trudnej dla mojej rodziny, zresztą jak dla wielu włoskich rodzin i mojej miejscowości, na początku okrutnej wojny – zostało mi nadane imię Jan Maria (łącząc mnie z Księdzem Bosko i z Maryją Wspomożycielką), które świętuję 31 stycznia.
Przyznaję, że tego imienia – długie, które sprzyjało łatwemu robieniu żartów z powodu części żeńskiej; które nie pozwalało mi świętować imienin 24 czerwca, jak w większości innym Janom – nie rozumiałem i trochę mi to przeszkadzało. Dla wyjaśnienia mi znaczenia tego, była dobra ciotka – która pisała książki dla szkół – jedną zatytułowała „Ksiądz Bosko, przyjaciel chłopców” (opublikowana, jak mi się wydaje w 1949), której treścią była historia życia świętego, i zadedykowała ją mnie.
To właśnie wtedy zacząłem wyczuwać ważność i znaczenie Księdza Bosko, a przede wszystkim jego przesłanie radości i wesołości: przesłanie wyjątkowo pociągające i nowe dla mnie, dziecka przyzwyczajonego do rozumienia świętości jako coś ekstremalnie odległego, nieosiągalnego i świętego, które wzbudzało lęk przez szacunek.
To jest przesłanie, które odnalazłem w kolegium w Genui-Sampierdarena, kiedy uczęszczałem w 1954 i w 1955 do czwartej i piątej klasy gimnazjum, w okresie szczególnie ważnym dla mojej formacji. Był to konwikt poważny i bardzo wymagający (my interniści do domu jechaliśmy tylko na Boże Narodzenie, Wielkanoc i wakacje: co było ciężkie dla kogoś, jak ja, który mieszkałem w Genui, niedaleko kolegium); studiowało się dużo (nauczyłem się greckiego i francuskiego, i pamiętam to jeszcze dziś; rozpocząłem studiować matematykę, którą całkowicie zaniedbałem w szkołach średnich); ale było tam również wiele radości.
Myślę, że była to radość, którą Ksiądz Bosko przesycił swoje życie i swój apostolat; od kiedy w Becchi uprawiał akrobację i kuglarza w celu przyciągnięcia innych, wykorzystując już własny instynkt, charyzmat, konkretność i zdolność organizacyjną; kiedy w Chieri, w szkole średniej założył towarzystwo wesołości, którego statut zobowiązywał każdego członka do „wprowadzania rozmów i rozrywek, które by sprawiały radość; była zabroniona melancholia i to co jest przeciw prawu Bożemu”; kiedy, ciągle w Chieri, w 1834 zwyciężył zakład postawiony mu przez akrobatę, który drwił ze studentów: ale kończy obiadem, na którym akrobata odzyskuje swoje utracone pieniądze przegranym zakładem i odnajduje pogodę.
Jest to ta sama radość, jaką święty potrafił zachować, pomimo ciężkich trudności, w 1845, kiedy chytrze wysłał karocą do domu wariatów dwóch szanownych i mądrych panów, którzy przybyli, aby go odwiedzić i przewieźć do szpitala, w przekonaniu, że jego entuzjazm i jego optymizm dla dzieła jakie miał w głowie, a w które mało kto wierzył – były skutkiem halucynacji a nie opatrznościowego planu.
Jest to radość, która Księdza Bosko nigdy nie opuszczała, kiedy w 1884 w czasie wywiadu – pierwszego jakiego przyszły święty udzielił, i to jest również znaczące – jednemu dziennikarzowi z Giornale di Roma, który pytał go co sądzi o przyszłości Kościoła, odpowiedział mu „prorokami jesteście wy dziennikarze”.
Ale jest to radość ważna i głęboko znacząca, jako element istotny w nauczaniu, a przede wszystkim w wychowaniu, w życiu wspólnym; jest to radość, która rodzi się z optymizmu, z zaufania Opatrzności (wiele Jej interwencji towarzyszyło rozwojowi Valdocco), z zaufania do drugich, szczególnie do młodzieży; jest radością – przeciwną lękowi i nienawiści – która wypływa z entuzjazmu i z zaangażowania we wspólną sprawę, a która jest zaraźliwa.
I jest radością – syntetycznie ujętą przez Dominika Savio w zachęcie skierowanej do przyjaciela, który przyszedł do oratorium po raz pierwszy, „u nas świętość polega na byciu radosnym” – radość akademii, wycieczek, karnawałów, kina w oratorium w niedziele popołudniu, orkiestry organowej; przypominam to wszystkim jako momenty znaczące mojego pobytu w Sampierdarena: nie mniej znaczące od konsekracji kościoła parafialnego św. Gajetana i od uczestnictwa w schola contorum z tej okazji, lub obowiązku codziennej nauki.

2. Taka radość, która jest wyrazem wspólnego działania, jest ściśle złączona z innym szczególnym przesłaniem, które otrzymałem w wychowaniu salezjańskim i pieczołowicie zachowuję: szacunek do godności drugiej osoby, solidarnego zaangażowania w względem niej, akceptacja odpowiedzialności ze strony drugiego.
Równość godności i solidarność są istotnymi elementami, nierozłącznie między sobą złączonymi, tożsamości ludzkiej i relacji społecznych, relacji z innymi, a więc wychowania i formacji młodzieży do takich relacji.
Równość godności wszystkich osób – czy to wtedy, kiedy w optyce chrześcijańskiej pochodzenie jej jest oparte na rozumieniu osoby jako podobieństwa Boga; czy wtedy, kiedy w optyce laickiej pochodzenie jej jest oparte na samej naturze osoby, na jej zdolności samoświadomości i odpowiedzialnym samookreśleniu – jest bazą i zapowiedzią wszystkich podstawowych praw ludzkich; i jest najwyższym wyrazem równości, formalnej i istotowej, jaka jest pomiędzy ludźmi, przekraczając rozmaite zróżnicowania jakie charakteryzują tożsamość osobistą każdego. Te różnice – nieuniknione, związane z naturą ludzką, i same w sobie zdolne do wzajemnego ubogacania, w optyce pluralizmu – właśnie w imię jednakowej równości wszystkich i każdego z nas, i w imię równości między nami, nie mogą i nie powinny nigdy stać się przyczynami dyskryminacji i poniżania, lub niższości.
Jednakowa godność społeczna i formalna oraz istotna równość (czy to wobec prawa, czy ta w rzeczywistości społecznej i faktycznej, pomimo różnic i przeszkód w jej skutecznej realizacji) są zadaniem tym silniejszym i wiążącym, im bardziej odnoszą się do podmiotów słabszych, nie radzących sobie w życiu, biedniejszych: tym podmiotom, to jest, tym które właśnie z powodu ich trudnych warunków mogą być lub są łatwiej dyskryminowani, pozostawieni z tyłu, pozostawieni sobie samym i ich słabości, należy pomóc w rozwiązaniu warunków dyskryminacji i niższości.
W istocie, najsłabsi i pokrzywdzeni, są „równiejsi” od innych; a wzajemny szacunek, w którym jest istota i w nim przejawia się równość godności, musi być, jeśli możliwe, jeszcze mocniejszy i bardziej wiążący w odniesieniu do nich. Stąd ścisły związek między równością godności, solidarnością a odpowiedzialnością, która z nich pochodzi: moje prawa są szanowane jeśli i kiedy inni spełniają swoje obowiązki w stosunku do mnie, i odwrotnie, prawa innych rozwijają się w wypełnianiu moich obowiązków w stosunku do drugich.
Solidarność, jako obowiązek pomocy najsłabszym i równa godność, jako szacunek również i przede wszystkim w stosunku do nich, są ściśle zależne. Bez solidarności nie może być skutecznie realizowana równość, a więc równa godność; bez równej godności nie byłoby racji dla obowiązku solidarności; bez szacunku do godności drugiego i bez relacji solidarności z nim i jego trudnościami, jest dość trudno, aby w drugim przebudziło się poczucie odpowiedzialności, tzn. świadomości, że dla każdego z nas, obok naszych praw, dla których domagamy się szacunku, są obowiązki do respektowania praw innych.
Ten temat jest istotny również i przede wszystkim w relacji do pewnej kategorii „uprzywilejowanej” podmiotów najsłabszych, z definicji i z racji natury: młodociani. Tylko wychowanie, które szanuje równość godności młodego odbiorcy przekazu wychowawczego, i które nie kończy się jedynie na narzucaniu lub pokazaniu władzy, ale przejawia się również i przede wszystkim w dialogu z nim; wychowanie, które przekłada się na optykę solidarności, na zrozumienie i na skuteczną pomoc temu młodemu człowiekowi, w celu przezwyciężenia braków i trudności naturalnych jego pozycji podmiotu stawania się i wzrostu; tylko takie wychowanie jest w stanie przygotować i formować młodego człowieka do zdolności sprostowania i przyjęcia własnych zobowiązań, co jest istotnym warunkiem, aby pozwolić młodocianemu wejść z pełnego tytułu i z odpowiednimi zdolnościami do rzeczywistości społecznej.
Zadanie na rzecz szacunku dla równej godności młodego człowieka, a więc dla jego zrozumienia i dialogu z nim, w jego wychowaniu; zadanie na rzecz solidarności w stosunku do niego i jego „młodocianości” (nie niższości), a więc na rzecz pomocy w jego formowaniu i wzrastaniu; apel do jego odpowiedzialności: są to istotne elementy relacji wychowawczej, które są wcześniejsze i wyższe od wkładu ubogacania kulturowego młodego człowieka, choć koniecznego. I to są elementy, jakie pieczołowicie zachowuję jako owoc mojego wychowania salezjańskiego, a których nauczyłem się z przesłania wychowawczego, jakie Ksiądz Bosko pozostawił nam przez swoje życie, swój przykład, swoje nauczanie.
***

3. Zawsze uderzała mnie, - to już od dziecka, kiedy prowadzono mnie do sanktuarium M.B.Pocieszenia (Consolata) w Turynie, nie daleko od Valdocco i od Maryi Wspomożycielki – postać św. Józefa Cafasso i jego apostolat z więźniami i skazanym na śmierć; podobnie jak opowiadania, których słuchałem, a później odwiedziny w szpitalu Domu Opatrzności Bożej św. Józefa Benedykta Cottolengo, przeznaczonego do przyjmowania osób z dużym stopniem niesprawności pozostawiły we mnie duże wrażenie. Od samego początku były to wrażenia i obrazy głębokiej cywilizacji i tradycji solidarności piemonckiej, drogi najpotrzebniejszej w każdym mieście, które zmierzało się z rozwojem przemysłowym i z niesprawiedliwością oraz alienacją jakie niósł z sobą: miasto opanowane przez gorączkę pierwszej industrializacji, z dziesiątkami tysięcy imigrantów, wśród których bardzo wielu chłopców pozostawionych samym sobie, wykorzystywanych w pracy, często skazanych na więzienie; w kontekście ruchów powstańczych, rewolucyjnych, zamieszek i wydarzeń, z którymi, jak czasami uważano, Kościół był sprzymierzony a częściej jeszcze uważany za wroga, przeciw któremu należy występować, to jednak w nim spotykali się z szacunkiem – nawet wśród wrogów – „ewangelizatorzy ubogich”.
Znalazłem, i to nie tylko ja, ścisłe powiązanie między księdzem Cafasso, księdzem Cottolengo i księdzem Bosko, którzy znali się, pomagali sobie i wzajemnie na siebie wpływali; to właśnie ks. Cottolengo ( który określał się jako „pomocnik Opatrzności) przepowiedział ks. Bosko, dotykając jego sutanny: „Jest trochę za słaba. Postaraj się o mocniejszą sutannę, ponieważ wielu chłopców uwiesi się u tej szaty”. To jest związek solidarności, uwaga zwrócona na emigrantów, na najsłabszych, na tych „mniej równych”, by użyć aktualnego języka 3 artykułu Konstytucji włoskiej: więźniowie, chorzy, chłopcy. Warto przypomnieć odnośnie tego o jednym z wielu „wariackich” pomysłów, ze względu na klimat polityczny i społeczny tej epoki, który łączył radość, konkretność, solidarność i odpowiedzialność: fakt kiedy Ksiądz Bosko zdołał wyprowadzić poza więzienie – na słowo i bez żadnej ochrony – ponad trzystu młodych więźniów, na jeden dzień rekreacji, przyprowadzając wieczorem wszystkich w komplecie.
Jest to przesłanie solidarności, które ujęło mnie w mojej formacji w kolegium w Genui-Samperdarena. To przesłanie nieustannie towarzyszyło mi również później, szczególnie kiedy zostałem wezwany do obowiązku instytucjonalnego ministra sprawiedliwości, który dotyczył o wiele bardziej z bliska tych kategorii podmiotów słabych (więźniów); i jeszcze, kiedy zostałem powołany do innego zadania instytucjonalnego, w którym jestem zatrudniony do chwili obecnej: zadanie sędziego praw i ich zgodność z Konstytucja włoską, w zachowywaniu i w ochronie praw podstawowych, jakie gwarantuje Konstytucja.
Solidarność, jaką Ksiądz Bosko praktykował i jakiej uczył, jest solidarnością współczesną, konkretną, praktyczną; która zachowuje sens społeczny pracy, wzajemny szacunek i pomoc wśród kolegów, harmonię między studium a pracą, sensem cywilnym i społecznym; która scala między sobą wymiar religijny i ludzki, na równi z jego radością. I jest to solidarność ściśle związana ze stałym szacunkiem godności młodzieży, ale tak samo stałym apelem do jej odpowiedzialności.
Myślę odnoście tego o tzw. feeling między Księdzem Bosko a moim dalekim poprzedniku, piemonckim ministrze sprawiedliwości Ratazzi’m, który – pomimo zasłużonej popularności antyklerykała i niszczenia księży (prawo Ratazzi z 1855 uchwalało zawieszenia zgromadzeń zakonnych) – zawsze sprzyjał świętemu; to on zasugerował mu, z genialną intuicją, aby zorganizował swoje dzieło nie jako zgromadzenie, ale jako „stowarzyszenie zakonne, które wobec Państwa byłoby stowarzyszeniem cywilnym”.
Myślę o zaangażowaniu młodzieży oratorium latem 1854 podczas epidemii cholery, która opanowała Turyn: zaangażowanie, w którym aspekt religijny (ksiądz Bosko obiecuje chłopcom, że jeśli pozostaną w łasce uświęcającej, to nie zarażą się cholerą i faktycznie nikt z nich się nie zaraził) był ściśle złączony z zaangażowaniem społecznym transportu i opieki chorych.
Kiedy myślę o rozwoju oratorium, od 35 chłopców w 1852 do 1200 w 1862, wśród których byli interniści i eksterniści; kiedy myślę o realizacji tym okresie warsztatów (szewskich, krawieckich, introligatornia, stolarnia, drukarnia, ślusarstwo), o towarzystwie wzajemnej robotniczej pomocy, o konwikcie, szkołach niedzielnych, wieczorowych i muzyki; kiedy pomyślę, że niektóre z pierwszych kontraktów zatrudnienia w Italii (prawdziwa i właściwa rewolucja społeczna) były przedkładane i podpisane przez Księdza Bosko; kiedy patrzę na aktualne rozmiary zaangażowania salezjańskiego w świecie: wydaje mi się, że jego przesłanie solidarności jest antycypacją praktyczną, współczesną i konkretną niektórych z principiów podstawowych Konstytucji z 1948, to znaczy, principium solidarnościowego, personalistycznego, pracowniczego. I również dlatego, nie dziwi mnie fakt, że Ksiądz Bosko jest pierwszym świętym, wobec którego Państwo włoskie, w dzień po jego kanonizacji w 1934 r. poczuwało się do obowiązku celebracji świeckiej w Rzymie na Campidoglio.
* * *

4. Dla tych właśnie racji, przesłanie radości, solidarności i poszanowania godności, zaproponowane przez Księdza Bosko – które miałem szczęście otrzymać w moim wychowaniu salezjańskim – uderzyło mnie wtedy, jak również kontynuuje mnie ujmować dzisiaj, swoją aktualnością i swoją uniwersalnością. Wchodzimy w trzecie tysiąclecie, ze światem, który stał się globalną wioską, a w której, dzięki ewolucji naukowej i technologicznej – może wzrosły zasoby jakie mamy do dyspozycji, ale na pewno powiększyły się również nierówności w używaniu tych zasobów, czyli przekrój podmiotów i narodów słabych, zepchniętych na margines, „mniej równych”; świat, w którym jest coraz trudniej - ale przez to jest coraz bardziej naglącym realizowanie globalizacji o twarzy ludzkiej i uzgadnianie jej perspektyw, zbyt jednostronnych i nastawionych na wymiar ekonomiczny i handlowy, z wartościami solidarności; świat w którym niepewność i brak bezpieczeństwa, razem z lękiem, zazdrością i przemocą wydają się wszechpanujące. A więc, wioska globalna, w której przekaz – radości, solidarności, szacunku dla równej godności, przyjmowanie odpowiedzialności – jaki Ksiądz Bosko nam pozostawił, staje się wskazaniem podstawowym.
Jest to przekaz do głębi aktualny – przekaz Księdza Bosko o godności, solidarności, odpowiedzialności – który w pewien sposób uprzedza niektóre ze wskazówek bardziej znaczących Konstytucji włoskiej, a teraz, również Karty europejskiej praw podstawowych: świadomość, że ciało społeczne – ze względu na samo przetrwanie wartości, na których się opiera – musi być spójne, a więc reagować na sytuacje, które dotkliwie dotykają, a nawet przekreślają podmioty słabe; uznanie, że solidarność jest jednocześnie zakładana i że jest naturalnym wynikiem wartości równości; stwierdzenie, że bez solidarności, a z nią równości, nie mogą istnieć ani równa godność społeczna osoby, ani gwarancja i skuteczność praw nienaruszalnych; i jeszcze, stwierdzenie, że te ostatnie – zwłaszcza te społeczne – pokrywają się z obowiązkami solidarności, według mocnej sekwencji proponowanej przez 2 artykuł Konstytucji włoskiej; w końcu, przełożenie solidarności na zdolność przyjęcia własnych odpowiedzialności i na „indywidualne zaangażowanie się dla wspólnego dobra”, którego, między innymi, przejawem specyficznym jest principium pracownicze zawarte w art.4 Konstytucji włoskiej, które Ksiądz Bosko wyprzedził przez swoje zaangażowanie społeczne, przez swoją uwagę zwróconą na formację i na pracę, przez swoją konkretność.
Zadanie, które Ksiądz Bosko przełożył na miłość do drugich, a szczególnie do młodzieży, a które zostało bardzo dobrze podsumowane w świadectwie – którym pragnę zakończyć to moje – innego Włocha, świeckiego, bardzo kochanego w Italii, na równi z Księdzem Bosko: Prezydenta Sandro Pertini, który powiedział: „cudowne życie Świętego wprowadziło mnie w tę miłość” .
Trudno mi znaleźć bogatszą i bardziej odpowiednią motywację, a jednocześnie bardziej przekonywującą i istotną od tej, aby wyrazić znaczenie, kontynuację, aktualność przesłania wychowawczego, poprzez które Ksiądz Bosko rozwinął w sposób wyjątkowy – jak wnioskuje się z łatwością, z przedziwnego potwierdzenia i wzrostu obecności salezjańskiej w świecie – zaangażowanie cywilne i społeczne solidarności, obok tego religijnego miłości. I widać to jeszcze bardziej, gdy myślę o znaczeniu, więcej, o różnorodnych znaczeniach wychowania, jako istotne przygotowanie do tej relacji między jednostką i wspólnotą, z której rodzą się liczne prawa i obowiązki, które określa przynależność do niej poprzez wzajemne ubogacenie i harmonię , a także poprzez uzyskanie tożsamości.
Dzisiaj, w globalnej wiosce – charakteryzującej się podziałami i sprzecznościami między Północą a Południem świata; określonej przez fakt, że prawie nieuchronnie bogaci wydają się stawać jeszcze bogatszymi a biedni, najwyżej tylko trochę mniej biednymi; przeżywającej boleśnie nietolerancję, nienawiść, fanatyzm i terroryzm globalny; odznaczającą się biblijnymi migracjami i podróżami nadziei ku dobrobytowi, aby uciec przed śmiercią, głodem, wojną; w końcu, oscylującej w alternatywie między przymusową asymilacją a wykorzystywaną emigracją, jako prawdopodobny cel tej migracji – wejście młodego człowiek do wspólnoty, poprzez proces wychowawczy i jego formację, przyjmuje znaczenie wyjątkowo szczególne w swoim odniesieniu do różnych wspólnot, od tej globalnej do lokalnej.
Z jednej strony wspólnota globalna: charakteryzująca się napięciami, sprzecznościami, niesprawiedliwościami, wyzwaniami wyżej wspomnianymi względem kondycji ludzkiej. Dla wejścia jednostki tę we wspólnotę, ksiądz Bosko z pewnością potrafił zaproponować mocne przesłanie wychowawcze i formacyjne poprzez zaangażowanie globalne i misyjne swojego zgromadzenia na skalę światową, na rzecz najsłabszych.
Z drugiej strony – obok wspólnot pośrednich, takich jak wspólnota regionu europejskiego i narodowa – jest wspólnota lokalna. Jest to wspólnota, w której najbardziej się potwierdza i zachowuje się tożsamość każdego; w której najbardziej doświadcza się – w codzienności i w bliskości – relacji z drugim, jego potrzebę, jego bycie jednocześnie odmiennym i podobnym; w której dotyka się bardziej – konkretnie i przez dotyk – różnicę między egoizmem a solidarnością: różnica, która nie zawsze zostaje przyjęta jako problem osobisty wszystkich i każdego z osobna, kiedy abstrakcyjnie podejmuje się wyzwania globalizacji. I również w perspektywie lokalnej Ksiądz Bosko potrafił zaproponować, poprzez zaangażowanie cywilne i społeczne – którego przejawem jest przesłanie wychowawcze salezjańskie, obok jego zawartości duchowej i religijnej – propozycję ciągle aktualną, której w sposób szczególny dzisiaj najbardziej potrzebujemy.

Dziś wideotrzymać

Dziś fotografie